"FACET KONTRA KŁOPOTY" CZYLI O TYM, ŻE NIE TYLKO KATAR I GORĄCZKA MOGĄ DOPROWADZIĆ GO NA SKRAJ WYTRZYMAŁOŚCI
"Facet kontra kłopoty" to debiutancka powieść Anny Potyry, która do tej pory znana była z książek dla dzieci. Autorka w bardzo zabawny sposób prezentuje codzienne życie młodego małżeństwa, gdzie męska niezaradność przeplata się z kobiecą cierpliwością. Czytając książkę, momentami można odnieść wrażenie, że opowiada ona o Twoim życiu, a raczej pożyciu małżeńskim. Ileż to razy, podobnie jak bohaterka powieści słyszałyście, że coś będzie zaraz naprawione (w rzeczywistości nie zostaje naprawione nigdy ewentualnie w tajemnicy wzywacie fachowca). Ileż razy po powrocie do domu, w którym mąż został sam z dziećmi, łapiecie się za głowę i nie wiecie od czego rozpocząć porządki i niwelowanie szkód?
Głównym bohaterem powieści jest Jurek, który pomimo posiadania dobrej pracy i szczęśliwej rodziny, czuje że czegoś mu w życiu brakuje. Jurek to trzydziestoparo letni księgowy, znudzony życiem i szarą codziennością. Pewnego dnia bohater wpada na genialny pomysł, który pozwoli udowodnić wszystkim, że jest prawdziwym mężczyzną. Organizuje kilkudniowy wypad z kumplami do puszczy, który będzie obfitował w masę wyzwań i zapewni wszystkim wysoki poziom adrenaliny. Na szczęście wyprawa kończy się pomyślnie, a Jurek szczęśliwy powraca do domu, w ostatniej chwili zdążając na rodzinną uroczystość...
Jeśli szukacie lekkiej książki z dużą dawką humoru, to koniecznie sięgnijcie po powieść "Facet kontra kłopoty". Odnajdziecie tu masę naprawdę śmiesznych dialogów (czy raczej monologów) oraz podejrzycie co trapi współczesnych mężczyzn. Jest to relaksująca i niewymagająca lektura, która umili Wam dzień i na pewno poprawi nastrój.
"Jurek rozejrzał się po domu. Wszędzie panował bałagan,
ale on miał dwa powody, żeby tym problemem zająć się
później.
Po pierwsze, chciał zmaksymalizować efektywność
swojej pracy i sprzątnąć wszystko jednocześnie. Po co ma
sprzątać przed kolacją i szykowaniem dzieci do spania? To
tak, jakby wynosić śmieci, kiedy worek jest pełny zaledwie
w połowie. Po drugie, po spacerze bliźniaczki bawiły
się cicho na górze, a Gabrysia wciąż spała, więc uważał, że
tracenie zapewne krótkiej chwili spokoju na sprzątanie
byłoby skrajnie nierozsądne.
Bał się wziąć do ręki książkę, bo – mimo że zdawał
sobie sprawę, iż jest to niemożliwe – w głębi duszy podejrzewał,
że jego najmłodsza córeczka jest z nią w jakiś
tajemniczy sposób sprzężona. Za każdym razem, kiedy
wymościł sobie wygodnie kanapę, by oddać się lekturze,
Gabrysia budziła się, jakby miała wbudowany czujnik.
Włączył telewizor. Ponieważ jakąś maleńką cząstką siebie
podejrzewał, że może to dźwięk uginających się pod
jego ciężarem poduch kanapy budzi małą, która jakby
czuwała, żeby ojciec przypadkiem zanadto się nie zrelaksował,
stanął na skraju miękkiego szarego dywanu z pilotem
w dłoni i zaczął oglądać skróty meczów. Na górze panował spokój, jedynie co jakiś czas słychać
było dźwięczne głosy rozmawiających dzieci. Jurek, nie
odrywając wzroku od telewizora, podszedł bliżej schodów.
– Dziewczynki, co robicie? – zawołał kontrolnie.
– Lysiujemy! – odpowiedziały razem Ania i Ewa.
– To bardzo ładnie – pochwalił je ojciec. – Jeszcze
dziesięć minut i robimy kąpiel, dobrze?
– Dobzie! – odparły bliźniaczki śpiewnymi głosikami.
Jurek, uspokojony, wrócił na swoją pozycję na skraju
dywanu. Ponieważ nie miał podzielnej uwagi, nie zauważył,
że Gabrysia obudziła się już podczas skrótów ligi
74 75
angielskiej. Podczas skrótów ligi hiszpańskiej zdjęła i wyrzuciła
z wózka obie skarpetki, a teraz z wielkim zainteresowaniem
przyglądała się trzymanemu w piąstkach kocykowi.
Nie zarejestrował również odpowiedzi bliźniaczek.
Jego mózg wychwycił jedynie, że nie ma żadnego kryzysu,
a dzieci grzecznie się czymś bawią. Gdyby równie radosnym
tonem oznajmiły mu, że właśnie podpalają firanki,
wyraziłby podobną aprobatę dla ich poczynań."
Aby być na bieżąco polub blog na FB: