MOJE MIEJSCE NA ZIEMI, CZYLI HISTORIA NASZEJ UCIECZKI NA WIEŚ....


Po wielu latach "tułaczki" i mieszkania w różnych miastach w Polsce i za granicą postawiłam wszystko na jedną kartę. Sprzedałam mieszkanie i uciekłam z miasta do swojej rodzinnej wsi, w której mam zamiar zapuścić korzenie na stałe...

Życie w mieście zaczęło mnie mocno męczyć. Wszystkiego jest tam za dużo! Za dużo ludzi, za dużo samochodów, za dużo hałasu, za dużo pozerstwa i pogoni za nie wiadomo czym. Większość osób zamiast cieszyć się życiem i rodziną, spędza całe dnie w pracy, bo trzeba przecież spłacić kredyt na mieszkanie czy nazbierać na nowy samochód. Gdyby ktoś zapytał mnie z czym kojarzy mi się miasto, to bez zastanowienia odpowiem, że z ciągłym biegiem i nadmiernym konsumpcjonizmem. Ludzie pracują od świtu do nocy, aby coraz więcej kupować i coraz więcej mieć. Posiadanie jest głównym celem ich życia. Na nic i dla nikogo nie mają czasu, nawet dla własnej rodziny czy dzieci.  Wierzcie mi lub nie, ale kiedy kupiłam mieszkanie w Lublinie, to przez ponad 2 lata nie poznałam żadnego sąsiada i z żadnym z nich nie zamieniłam słowa, oprócz zdawkowo wypowiedzianego "dzień dobry". Może dla niektórych to zaleta, że inni nie interesują się ich życiem, ale ja zdecydowanie wolę "wiejskie klimaty". Kiedy oglądałam z mężem działkę budowlaną na wsi, sąsiedzi wyszli, porozmawiali i od razu wywiązała się pomiędzy nami miła znajomość. W mieście chociaż otoczona tysiącami ludzi, czułam się samotna. W mieście ludzie lubią być anonimowi i niewidzialni. Przemykają do windy niczym szczury, aby tylko nikt ich nie zaczepił i nic od nich nie chciał. 

Na wsi życie toczy się wolniej. Ludzie pracują zawodowo, ale mają też czas pograć z dziećmi w piłkę na podwórku, pójść na spacer czy usiąść w samodzielnie założonym ogrodzie i spokojnie wypić kawę. Widząc sąsiada nikt nie przemyka i nie odwraca głowy. Zawsze jest z kim zamienić słowo, jest kogo poprosić o pomoc czy o przysługę. Nie twierdzę, że życie na wsi to wieczna sielanka, ale uważam, że zalety przeważają nad wadami. Uwielbiam kontakt z naturą, którego w mieście bardzo mi brakowało. Ograniczał się on do 2 godzin spędzonych na placu zabaw lub posiadówce na przyblokowej ławce. Spacer z dzieckiem wśród gwaru samochodów i spalin nie był ani zdrowy, ani przyjemny, a upalne lato w betonowej dżungli to jedna wielka masakra. Tutaj na wsi mam 100 metrów do jeziorka, na wyciągnięcie ręki są też podstawowe sklepy, przychodnia czy poczta. Jeśli zamarzą mi się większe zakupy, to po prostu wsiądę w samochód i pojadę do miasta. Na razie wcale mi się jednak za nim nie tęskni, bo i za czym w sumie tu tęsknić. Szczególnie w dobie internetu, gdy wszystko można nabyć online. 

Chociaż przez ostatnie kilkanaście lat kilkukrotnie zmieniałam miejsce zamieszkania, to tak naprawdę w żadnym mieście nie czułam, że to mój dom i moje miejsce na Ziemi. Ja chciałam uciec na wieś już dawno, ale mój mąż, typowy mieszczuch, się opierał. Na szczęście w końcu dojrzał do mieszkania na prowincji i sam wyszedł z inicjatywą wyprowadzki z miasta. Tym oto sposobem sprzedaliśmy mieszkanie w Lublinie, kupiliśmy działkę na wsi i rozpoczynamy nowy etap jakim jest budowa wymarzonego domu.




Dziękuję za odwiedziny. Każda wizyta i komentarz sprawiają mi wielką radość oraz motywują do dalszej pracy nad blogiem. W miarę możliwości staram się odpowiadać na komentarze oraz odwiedzać blogi osób, które zostawiły tu po sobie ślad. Na blogu korzystamy z zewnętrznego systemu komentarzy Disqus. Więcej na ten temat znajdziesz w Polityce Prywatności bloga.